Oko cyklonu

Kochani!
 
Cisza czasami oznacza po prostu uspokojenie, bezruch… Jednak jest jeszcze wśród wielu innych rodzajów ciszy ta, którą określamy „ciszą na morzu”. Jest to uspokojenie chwilowe zwiastujące czające się za plecami żywioły.

Cisza na blogu oznacza, że w salach muzealnych szaleje tajfun – 10 w skali Beauforta. A w zasadzie, to już sama nie wiem, czy to tajfun, czy trąba powietrzna. Dookoła latają wiaderka z farbą, wałki malarskie, stelaże, płyty, wiertarki… A w powietrzu unosi się pył z cyklinowanych podłóg.

W oku cyklonu trwają prace nad konserwacją Grunwaldu – w tym tygodniu obraz zostanie naciągnięty na nowe krosno i zawieszony.

Pomarańczarka „pozbywa się” zabezpieczenia z bibułki japońskiej. Pomalutku, powolutku, stopniowo usuwam zabezpieczenie. Najpierw dwie warstwy, a teraz trzecia – ostatnia, leżąca bezpośrednio na warstwie malarskiej. I znowu nie jest łatwo, i jak zwykle siadając do tego obrazu, muszę „zamknąć wszystkie drzwi i okna”. Pełna koncentracja, skupienie i izolacja. Nawet jeżeli jest to tylko dziesięć minut, między odebraniem telefonu, który nieustannie dzwoni w Pracowni, a biegiem w kierunku Sali Grunwaldzkiej.

I tak wszyscy gonią, wytwarzając własną trąbę powietrzną. A to wracają obiekty z wypożyczeń, a to trzeba przygotować obrazy na wystawę otwierającą, a to trzeba zaopiniować kilkadziesiąt obrazów na kolejne wypożyczenia, jeszcze je przejrzeć i przygotować do drogi oczywiście, a to ktoś zapomniał młotka, a to zabrakło drutu.
 
– Gdzie te kliny? 
– Chyba gdzieś się zawieruszyły.
– Trzeba odkurzyć podłogę!
– A gdzie jest skrzynia narzędziowa? Kto ją zabrał?!

Wieje, wieje, rozpędza się to tornado i im bliżej maja, tym silniej dmie. A mi coraz bardziej się marzy spokojna chwila w oku tego cyklonu. I niech nam się uda, Mili moi, ale bez łez. Chyba że będą to kręcące się w oku łzy wzruszenia.

Anna Lewandowska
Pracownia Konserwacji Malarstwa na Płótnie


 

No to, co my tutaj robimy?

W skrócie można powiedzieć – dbamy. Pielęgnujemy pamięć, przedłużamy żywot obiektów, przywracamy blask… Naszą pracę mam w zwyczaju porównywać z biegiem sztafetowym. Starsi koledzy przekazali nam pałeczkę, czyli kolekcję, o którą sami przez całe swoje zawodowe życie dbali. My poniesiemy ją dalej, starając się przekazać następcom w jak najlepszym stanie. Dzieła się starzeją razem z nami, tylko każdy w swoim tempie. Niektóre w wyniku wypadków tracimy. Nie wyznaczamy limitu czasu, w jakim mają żyć, nie myślimy o tym. Nasze działania nastawione są na przekazanie zbiorów kolejnym pokoleniom.
Mawiam zwykle, że im mniej widać działalność konserwatora, tym lepiej. Bo sztuka konserwacji między innymi na tym polega, żeby przedłużać życie dzieła i przekazywać piękno koncepcji artystycznej oraz kunszt wykonawstwa, samemu pozostając w cieniu.
 
Dział Konserwacji w naszym Muzeum to osiem wyspecjalizowanych Pracowni
i Laboratorium
Zajmujemy się konserwacją bardzo zróżnicowanych obiektów, tak pod względem materiałów, technik, wieku czy wielkości. „Reperujemy” obrazy na płótnach, ołtarze średniowieczne, pergaminy, papirusy, ceramikę, szkło, metal, lakę, meble (rzeźbione, inkrustowane, polichromowane), ramy, zegary, gobeliny, futra, szaty liturgiczne, ubiory, rzeźbę kamienną, terakotę, tworzywa sztuczne i wiele, wiele innych rzeczy. Wszystko, co tworzy kolekcję Muzeum Narodowego. W codziennych zmaganiach z materią, mikrobiologią i klimatem muzealnym pomaga nam Laboratorium.
 
Zespół – to 44 osoby
Jeżeli w tym momencie pomyśleliście – dużo ich! To tylko wyjaśnię, że zajmujemy się największym zbiorem w kraju, liczącym ok. 900 tysięcy dzieł sztuki. A teraz, jak już sobie te fakty złożyliście, to liczba konserwatorów zmalała radykalnie.
Nie zapominajmy również, że opieka konserwatorska nad zbiorem ma złożony charakter i moment, kiedy obiekt trafia „na stół”, jest tylko jednym z wielu jej przejawów. Przeglądamy, opiniujemy, szykujemy do podróży, przygotowujemy obiekty zarówno do pojedynczych wypożyczeń, jak i na wystawy wyjazdowe, uczestniczymy w transportach, kontrolujemy warunki wilgotnościowo-temperaturowe, odkurzamy, zabezpieczamy itd. I zdarza się wielokrotnie, że wszystko dzieje się niemal w jednym czasie. Nie dziwcie się więc, gdy dzwonicie do którejś z naszych Pracowni i przez jakiś czas nikt nie podnosi słuchawki. To nie znaczy, że nas nie ma. My bardzo jesteśmy…, tylko w innym miejscu.
 

Pracownia Konserwacji Rzeźby i Malarstwa na Drewnie

Pracownia Konserwacji Ceramiki, Szkła i Metalu

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

Pracownia Konserwacji Malarstwa na Płótnie

Pracownia Konserwacji Mebli Zabytkowych

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Anna Lewandowska
Pracownia Konserwacji Malarstwa na Płótnie

 

Od ogółu do szczegółu

Kochani!

Różne ciekawe rzeczy dzieją się w naszym zamkniętym na czas rearanżacji Muzeum. Wszyscy się starają, żeby nowa odsłona galerii przypadła do gustu naszej publiczności, czyli Wam. Chcemy opowiedzieć historię piękna, estetyki, zmieniających się czasów i mód, tak, by każdy mógł tutaj znaleźć coś dla siebie. W przyjaznym i otwartym otoczeniu. Konserwatorzy różnych specjalności mają więc pełne ręce roboty. Następnym razem przybliżę nasz zespół i opowiem co nieco, co też my tu robimy.

A teraz mały skok od ogółu do szczegółu i wracamy do Pomarańczarki.

Piotr naciągnął obraz na krosno pomocnicze za pomocą pasów płóciennych, tak aby był dostęp do całej jego powierzchni. Jednocześnie w ten sposób go unieruchomił.

Ja natomiast wybrałam środek i metodę, czyli nawiązując do tego, co mówiłam ostatnio zdecydowałam się na rodzaj trucizny i sposób, w jaki ją zaaplikuję. Do tego, jak to zrobię nie doszłam jednak drogą przebłysku inteligencji, tylko próbami, jakie wcześniej wykonałam. Upewniłam się również, że nie będę miała problemu z usunięciem zabezpieczenia z bibułki japońskiej. Powolutku, krok po kroku, kawałek po kawałku – wprowadzam impregnat do wnętrza struktury obrazu. Codziennie „robię” jeden kawałek. Rano nanoszę impregnat, a potem przez cały dzień „suszę” płótno. Suszenie polega na wymienianiu co piętnaście minut kawałków silikonowanego papieru, aż do całkowitego wchłonięcia nadmiaru wilgoci. Zaimpregnowany fragment cały czas jest obciążony woreczkami z piaskiem. Jak widzicie – na razie nie mogę się rozstać z tą górą woreczków. Ten etap pracy zajmie mi jeszcze trochę czasu, a potem zobaczymy, co dalej.

Anna Lewandowska
Konserwator
Pracownia Konserwacji Malarstwa Sztalugowego