Pierwszy wpis po otwarciu

Kochani!

Znowu trochę wody upłynęło, ale…

Muzeum otworzyło swoje podwoje. Jeszcze nie na 100%, ale już jest interesująco. Kolejne stałe ekspozycje będą otwierane sukcesywnie. A Wy będziecie mieli możliwość „smakowania” ich jak kolejnych ciasteczek. Będziecie mogli również zobaczyć przez cały czerwiec, jak dalej prowadzimy prace konserwatorskie przy Bitwie pod Grunwaldem.

Opowiadałam o konserwacji Pomarańczarki w Noc Muzeów i zastanawiałam się, czy w tej rzece zainteresowanych był ktoś z Was… Nikt się jednak nie zdradził. A ja ciekawa jestem Waszych pytań. Wszelakich – „jak?”, „dlaczego?”, „po co?”, „czy zawsze tak się robi?”, „co dalej?” Czasami nawet nie zdaję sobie sprawy, co może być dla Was interesujące, a co niejasne. Często układając dla Was pokazy z prac konserwatorskich wyświetlane na monitorach, zadaję sobie pytanie, co Wy chcielibyście na takim pokazie znaleźć dla siebie. Jak urozmaicić lub wzbogacić materiał, żebyście się nim ucieszyli i zaczerpnęli tyle informacji, ile oczekujecie. Robię dokumentację z działań na bieżąco i jak woda z kranu „ucieka” z umywalki, tak i ja nie mogę już do wielu czynności powrócić i utrwalić ich na karcie pamięci aparatu. Ostatnia uchwycona w kadrze ulotna chwila, to Pomarańczarka, która podczas Nocy Muzeów budziła ogromne zainteresowanie publiczności.

Dziękuję! To bardzo przyjemne, kiedy możemy podzielić się z innymi przemyśleniami związanymi z pracą, którą wykonujemy – zarówno naszymi fascynacjami, jak i frustracjami. Dlatego z niecierpliwością czekam na informacje zwrotne od Was!

Anna Lewandowska
Pracownia Konserwacji Malarstwa na Płótnie

 

Jak Feniks z popiołów…

Kochani,

Chwilę się nie odzywałam, ale za to szykowałam małą niespodziankę.

Przed zdublowaniem Pomarańczarki, czyli przed naklejeniem jej na dodatkową – w tym konkretnym przypadku niemal przezroczystą – tkaninę, muszę obraz oczyścić z przemalówek. Oj, dużo tego! Niemal 60% powierzchni warstwy malarskiej uległo w mniejszym lub większym stopniu sile pędzla introligatora, który wykonywał powojenną konserwację. „Uległo”, ponieważ ta praca pędzlem, acz niebywale skuteczna, pozbawiona była wszelkich przejawów precyzji, finezji, czy zwykłej dokładności w doborze koloru. Innymi słowy – obraz został przemalowany po tak zwanej formie (czyli bez zmiany kompozycji). Dlaczego konserwator to zrobił? Żeby ukryć liczne uszkodzenia. No i po coś jeszcze… Na licu, a szczególnie w partii nieba, było bardzo dużo drobnych wykruszeń warstwy malarskiej, której sam był niestety sprawcą. Naklejenie obrazu na sklejkę nie rozwiązało problemu „nietrzymania się” farby, która nadal odpryskiwała. Zastosowanie farby olejnej o zbliżonym „niebkowym” kolorze nie tylko ukryło te wykruszenia, ale jednocześnie skleiło kruchą warstwę malarską.

Muszę wam się przyznać, że te wykopaliska są dla mnie fascynujące. Pomimo wszelkich licznych… No dobrze… Bardzo licznych uszkodzeń… Spod maleńkich przesyconych rozpuszczalnikiem wacików, wyłania się wspaniała i kunsztowna warstwa malarska. Obraz ożywa. Układa się. Ustawia przestrzennie. Pokazują się barwy jasne, przejrzyste, świetliste. W farbie pokazują się różnice nawarstwień, impasty, mięsistość przeciwstawiona lekkim mgiełkom położonym niemal laserunkowo.

Powiem Wam coś. Nie szkoda było ani wysiłków Sponsora, ani nieprzespanych nocy spędzonych na obmyślaniu, co i jak można albo częściej – nie można – zrobić. Dzisiaj odniosłam po raz pierwszy wrażenie, po tych wielu miesiącach pracy, że pomimo wszystko uda się. Obraz zaczął się budzić.

Zrobiłam dla Was kilka fotografii, tak żebyście mogli zobaczyć to, co ja oglądam, i jak to widzę w tej chwili.

Anna Lewandowska
Pracownia Konserwacji Malarstwa na Płótnie